Teoretycznie nauka trwa do końca czerwca…
Wakacje oficjalnie rozpoczynają się za trzy dni. Uczniowie szkół podstawowych i średnich powinni jeszcze być na zajęciach, ale rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Już od mniej więcej połowy czerwca szkolne korytarze są coraz bardziej opustoszałe, a klasy — jeśli nie całkiem puste — to wypełnione jedynie w połowie. Rodzice, nauczyciele i sami uczniowie zdają sobie sprawę, że końcówka roku szkolnego to w zasadzie fikcja edukacyjna. Oceny wystawione, podręczniki oddane, a lekcji jak na lekarstwo.
„Zajęcia” zamiast lekcji – czyli jak wygląda koniec roku w praktyce?
W większości szkół ostatnie dwa tygodnie czerwca to czas, kiedy nie odbywają się już żadne normalne lekcje. W planach pojawiają się głównie:
-
seanse filmowe w salach lekcyjnych,
-
wyjścia na boisko lub spacery,
-
zajęcia opiekuńcze,
-
jedno zastępstwo za drugim.
Dzieci siedzą w ławkach, przeglądają telefony, rozmawiają, a nauczyciele — również świadomi braku sensu — próbują po prostu „dociągnąć” do zakończenia roku. Dla wielu to już nie nauka, a przedłużenie wakacyjnego luzu, tylko że w szkolnych murach.
Rodzice przyzwalają na nieobecności. Czy słusznie?
Coraz więcej rodziców decyduje się na to, by po prostu nie wysyłać dzieci do szkoły w tych ostatnich dniach. Argument? Skoro i tak nie ma lekcji, a dzieci się nudzą, to lepiej niech zostaną w domu, wyjadą wcześniej na wakacje, albo chociaż odpoczną. I rzeczywiście — wielu uczniów kończy swój „rok szkolny” na długo przed rozdaniem świadectw.
To zjawisko jest na tyle powszechne, że nauczyciele sami przyznają, iż w niektórych klasach obecność w ostatnim tygodniu czerwca to zaledwie 20–30%. Czy to przejaw zdrowego rozsądku ze strony rodziców? Czy raczej znak, że system nie działa tak, jak powinien?
Fikcja końcówki roku – czas na zmiany?
Nie da się ukryć, że obecna organizacja roku szkolnego w Polsce traci sens w jego ostatniej fazie. Dzieci, rodzice i nauczyciele żyją w pewnego rodzaju udawanym scenariuszu, gdzie „szkoła jeszcze trwa”, ale nikt już jej nie traktuje poważnie. To nie tylko strata czasu, ale i utrata szacunku do samego procesu edukacji.
Czy nie warto byłoby zakończyć rok szkolny wcześniej? Skoro realnie nauka kończy się w połowie czerwca, to może należałoby skrócić formalnie czas zajęć dydaktycznych? Alternatywnie, ostatnie dwa tygodnie mogłyby być zorganizowane jako faktyczne tygodnie projektowe, edukacyjne wycieczki, warsztaty, czy zajęcia rozwijające pasje — zamiast pustych „dyżurów” nauczycieli.
A wy? Pozwalacie dzieciom opuszczać ostatnie dni szkoły?
Temat z pewnością budzi emocje. Dla jednych to objaw zdrowego rozsądku — nie ma sensu wysyłać dziecka do szkoły tylko po to, żeby „było”. Dla innych — przejaw braku dyscypliny i podważania autorytetu szkoły. Jakie jest Wasze zdanie?
Czy pozwalacie swoim dzieciom na nieobecności w ostatnich dniach czerwca? Czy uważacie, że system powinien się zmienić? A może macie swoje pomysły na to, jak zagospodarować ten czas mądrzej?